Warszawski murarz

Warszawski murarz, kantata na baryton solo, chór mieszany i orkiestrę (1951)

{slider=Warszawski murarz. Kantata na baryton solo, chór mieszany i orkiestrę. Twarde ręce /fragment/ _}

Wykonawcy: Andrzej Hiolski - baryton, Chór i Orkiestra Polskiego Radia w Krakowie, dyryguje Jerzy Gert, Warszawa 04 XII 1951

{/slider}

{slider=Warszawski murarz. Kantata na baryton solo, chór mieszany i orkiestrę. Noc na placu Krasińskich /fragment/}

Wykonawcy: Andrzej Hiolski - baryton, Chór i Orkiestra Polskiego Radia w Krakowie, dyryguje Jerzy Gert, Warszawa 04 XII 1951

{/slider}

{slider=Warszawski murarz. Kantata na baryton solo, chór mieszany i orkiestrę. Codzienny marsz /fragment/}

Wykonawcy: Andrzej Hiolski - baryton, Chór i Orkiestra Polskiego Radia w Krakowie, dyryguje Jerzy Gert, Warszawa 04 XII 1951

{/slider}

Utwór jest jednym z najbardziej charakterystycznych przykładów polskiej kantaty panegirycznej doby socrealizmu i reprezentuje ideowo zaangażowany nurt wczesnej twórczości Serockiego. Budowę utworu determinują zarówno gatunkowe wzorce, ustanowione w twórczości muzycznej ZSRR, jak i tekst — pióra warszawskiego murarza-poety, Włodzimierza Domaradzkiego. Kantata, zbudowana z trzech części (Twarde ręce, Noc na Placu Krasińskich, Codzienny marsz) zachowała się jedynie w formie nagrania. Oto jej analiza zaczerpnięta z książki Macieja Gołąba:

Pompatyczna introdukcja stanowi stylistyczne skrzyżowanie Koncertu warszawskiego Richarda Addinsela z a cappella śpiewaną pompierską marszową pieśnią masową. Po introdukcji, jak norma gatunkowa każe, solista w solidnej tessyturze operowej prezentuje się przed — jak należy przypuszczać — „wrogiem klasowym". Śpiewa sotto voce: „Wiem sam, że twarde ręce mam — jak widzisz — może byś się ich wstydził, jak dumny jestem z nich. [...] Twarde są moje ręce, opalone przez wiatr, spękana na nich skóra" — dokonuje autoprezentacji. „Murarz!" — dwukrotnie skanduje fortissimo chór, wzmacniając napięcie, a w jego efekcie słyszymy nieoczekiwane „raz, raz, raz", które skanduje marszowo męska część równości między murarką a pieśnią: „Murarz tworzy pieśni" — słyszymy w konwencji kiczowato-lirycznej muzycznej zadumy. Kilka taktów dalej chór już w całości przestawia słuchacza z trybu metaforycznego na dosłowny, śpiewając: "my budujemy nowe domy dla Warszawy". Po tym ponownie ożywionym muzycznie fragmencie narrator na powrót popada w refleksyjny ton i zwracając się do spersonifikowanej Warszawy, żarliwie śpiewa w moll melodię nawiązującą typem ekspresji do arii Szumią jodły z Moniuszkowskiej Halki: „Idę na głos twój co dzień, układam w murze cegły, piszę mini poemat na wysokich ścianach, o tobie stolico moja ukochana". Lecz w nowej rzeczywistości nie ma miejsca na trwałe wzruszenia. W repryzowo brzmiącym fragmencie warszawski murarz znów odzyskuje wigor przedstawiciela ludu pracującego i — ponownie koncentrując uwagę na swych zreifikowanych przez poetę kończynach górnych — wyznaje: „czegóż chcieć więcej, jak nie to, by te ręce zbudowały dom dla wszystkich. Nowy dom".

W drugiej części kompozycji Serocki wprawdzie także operuje odcinkami alternującymi oba estetyczne żywioły: sentymentalny i energetyczny, ale [...] pod względem wyrazowym panuje „noc cicha". Wiemy jednak, że to nie stajenka licha, tylko wielka socjalistyczna budowa pośród sterczących „kikutów ruin". Tymczasem jednak „stolica odpoczywa".

Trzecia część kantaty rozpoczyna się unisonowym smyczkowym motywem, dość bezceremonialnie zaczerpniętym z finału Rapsodii na temat Paganiniego Rachmaninowa. Słyszalne z oddali instrumenty blaszane budzą stolicę do życia, słychać (już całkiem blisko) zegar, a rześki chór męski intonuje unisono: „bije siódma godzina, jak co rano, do pracy każdy stanął, praca się zaczyna, dawajcie cegły!" Warczą werble, chór żeński komentuje: „na tle nieba cegły zakwitają jak maki, jak polne róże, słońce przesiewa złoto, jak chłop pszenicę przetakiem". Znowu werble wystukują rytm marszowy: „Cegła cegłę goni, pierwszą druga, drugą trzecia, trzecią czwarta... Praca wre... Nam trudu nie szkoda wcale". Warszawski murarz nie jest jednak zwykłym pracownikiem najemnym, lecz współgospodarzem swego ukochanego miasta. Werble, tym razem dyskretnie, zwiastują jego wcześniej marszowe wyznanie frazą poetycką: „Gdy idę po warszawskim bruku, zdaje mi się, że mam skrzydła u ramion zamiast rąk i fruwam jak ptak wśród łąk wczesną wiosną, na łąkach domy rosną". A skąd ten dobry nastrój po mitrędze dnia codziennego? — zapyta dzisiejszy słuchacz. […] Murarz sam śpiewnie wyjaśnia: „Przede mną z tyłu, z boku stoją domy nowe, bielą się tynki na murze, mijam je pełen dumy". W ostatnich wersach kantaty bohater miejskiej murarki, wyzuty z proekologicznego nastawienia, entuzjastycznie skanduje: „Dymią kominy na mieście, dziesięć, pięćdziesiąt, dwieście! [...] Jeden z fabryki stali, drugi z wielkiej papierni, stoją w dali na straży miasta" itp. Tak oto kontemplowanie pejzażu zadymionej stolicy domyka dzieło.

 

{slider=Źródła:}

  • Maciej Gołąb, Muzyczna moderna w XX wieku, Wrocław 2011.

{/slider}