Osobowość kompozytora

20 września 1973 roku opublikowano tekst zatytułowany: Wielka piątka polskiej muzyki rozmawia z „Expressem" w przededniu „Warszawskiej Jesieni", w którym o krótkie wypowiedzi poproszono Tadeusza Bairda, Henryka M. Góreckiego, Witolda Lutosławskiego, Krzysztofa Pendereckiego i Kazimierza Serockiego. Pierwsi czterej chętnie podzielili się z dziennikarzem swoimi refleksjami, natomiast przy nazwisku Serockiego zamieszczono następujący komentarz:

Na pytania skierowane do Kazimierza Serockiego i dotyczące jego twórczości od kilkunastu lat nie padła ani jedna odpowiedź. Kompozytor milczy. Nie udzielił ani jednego wywiadu. Nie chce mówić o swojej muzyce. Należy do tych kilku czołowych kompozytorów, którym muzyka polska zawdzięcza swoją wysoką rangę w świecie, ale dla publiczności pozostaje postacią najmniej znaną, a nawet tajemniczą.  […] Uparte milczenie Kazimierza Serockiego tłumaczone jest różnie. Jedni twierdzą, że jest to eksperyment, przy pomocy którego kompozytor chce przekonać się, czy muzyka może zdobyć należne jej miejsce bez reklamy, informacji prasowej, czy jakiegokolwiek torowania jej drogi do publiczności. Inni są przekonani, że pragnie wypowiadać się tylko muzyką i nie chce spłycać jej słowami. Nie interesuje się nawet recenzjami, ani żadnymi komentarzami na temat swojej twórczości. Nie chce, żeby interesowano się nim, tylko jego muzyką.

Bez wątpienia Kazimierz Serocki był jedną z najbardziej tajemniczych postaci w polskiej muzyce współczesnej. Recenzjami swej twórczości wprawdzie się interesował, o czym świadczy ich pokaźny zbiór wśród spuścizny kompozytora przekazanej przez spadkobierców Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, ale jego małomówność pozostaje legendarna. W zasadzie więc wszystko, co wiemy o kompozytorze, pochodzi z drugiej ręki, ze wspomnień ludzi, którzy go znali. Unikał nawet fotografowania się. Z nielicznych zdjęć spogląda na nas szeroko uśmiechnięty mężczyzna – krępej budowy ciała, z dużą okrągłą głową i pogodnym spojrzeniem. Na pierwszy rzut oka – idealny typ optymistycznie nastawionego do świata ekstrawertyka, szczerego i otwartego, duszy towarzystwa o wielkim temperamencie, „kopalni" kawałów i anegdot. Tę stronę osobowości Serockiego eksponują zresztą, indagowani o wspomnienia, wszyscy jego przyjaciele. Augustyn Bloch mówi na przykład tak:

Kazio Serocki był żywiołem. [...] Z niego wszystko kipiało. [...] To tak, jakby był wrzątek. [...] Ja to się czasami cieszyłem, że mogę z nim być, ponieważ ja jestem z natury może też gaduła, ale nie mam tej siły...

{slider=O żywiołowej naturze Serockiego}

{/slider}

Szábolcs Esztényi opowiada natomiast:

Cudowny, piękny człowiek – i w całej swojej ogromnej wiedzy, i naturalności [...] Przede wszystkim brak wszelkiego zakłamania, ogromna szczerość, wręcz prostolinijność [...]

I pamięć miał nieprawdopodobną. To po prostu worek tysiąca kawałów i żaden kawał się nie powtarza.

{slider=O poczuciu humoru Serockiego}

{/slider}

Jak echo powyższych brzmią wspomnienia Czesława Pałkowskiego, dotyczące jednak jego postawy podczas pracy nad jakimiś nowymi pomysłami muzycznymi:

To był uroczy człowiek, miał duży temperament. Jeżeli się [...] „podpalił" do czegoś, to potrafił [...] „wyskakiwać z siebie", żeby to podkreślać, uzyskać dramaturgię z tego efektu: może tak, może tak [...]

{slider=O uroku osobistym Serockiego}

{/slider}

Włodzimierz Kotoński dodaje zaś do wizerunku kompozytora pikantniejszy rys:

Lubił opowiadać dowcipy, lubił anegdoty, historyjki zabawne z życia muzyków czy w ogóle ludzi jemu znajomych. Ale bardzo lubił też gry słowne i [...] humor z aluzjami [...]. Bywał złośliwy też. [...] Miał jedną osobę, której zawsze musiał dopiec - to był Penderecki. Penderecki, który później od niego zaczął karierę międzynarodową, ale od razu ruszył z wielkim impetem. [...] I Serocki, mam wrażenie, zawsze zazdrościł mu tej popularności. Przy każdej wzmiance na temat Pendereckiego nie omieszkał wetknąć jakichś szpilek. [...] Chyba przy Krzysztofie tego nie mówił, ale do przyjaciół to bardzo chętnie...

{slider=O poczuciu humoru Serockiego}

{/slider}

Uroczy portret Serockiego maluje też koleżanka kompozytora z czasów studiów w Łodzi – Hanna Wąsalanka, później słynna siostra Blanka z Lasek, nazywana tamtejszym „ministrem kultury":

Jego osobowość sprzyjała temu, żeby się stworzyło grono. [...] To był taki brat łata, każdy dla niego był przyjacielem [...], nawet potencjalnym. [...] Był taki otwarty. [...] To był człowiek – o czym dziś się tak ładnie mówi i co się ceni – wolny. [...] On był zawsze sobą. [...] Taki z lekka ironiczny, troszkę satyryczny, dowcipny, odrobineczkę złośliwy, jakkolwiek ta złośliwość nie była jakaś przykra [...].

{slider=O osobowości Serockiego}

{/slider}

Natomiast  z wypowiedzi wspomnieniowej Josepha Häuslera, niemieckiego muzykologa i szefa programowego festiwalu w Donaueschingen, wyłania się swoista synteza powyższych spostrzeżeń:

[…] był przeciwieństwem artysty-introwertyka. Gdziekolwiek się pojawił, z miejsca stawał się centralną postacią, nie z powodu skłonności do egoistycznej dominacji, lecz dzięki spontanicznej zdolności do nawiązywania kontaktów z otoczeniem. […] Potrafił wdawać się w ostre, cięte polemiki, a jego urokowi trudno się było oprzeć. Kto zaś miał okazję zobaczyć, z jaką grandezzą Serocki – który szczerze przywiązany był do przyjemnych stron życia – po sukcesie prawykonania przewodził za bankietowym stołem, nie zapomni tego, póki życia.

Zachłanne korzystanie z uroków życia jest zresztą również wspólnym wątkiem wspomnień o kompozytorze. Augustyn Bloch opowiada na przykład o „nocnych Polaków rozmowach" w swym mieszkaniu przy ulicy Wybieg w Warszawie, odwołując się przy tym do szczególnych cech fizjonomii Serockiego – człowieka olbrzymiej postury i dawnego mistrza boksu – który posiadał większą niż inni odporność na wysokoprocentowe trunki:

Kazio przychodził, ale zawsze przedtem wykonywał telefon: „Bloszeńku, czy jest Hania? [...] Będę za godzinę". I przyjeżdżał. [...] To były zawsze libacje "czym chata bogata", jeśli chodzi o formę niealkoholową. [...] Natomiast mieliśmy w domu, dzięki żonie mojej [...], przednie trunki [...]. A ja o tyle go wspominam [...], że jemu zawdzięczam troszkę chorą wątrobę, ponieważ on był budowy ogromnej [...] - jest taki aktor francuski, Depardieu: to mniej więcej ta postura [...] - on był przed wojną mistrzem w klasie wagi lekkiej, gdzieś tam w Toruniu [...]

{slider=O spotkaniach towarzyskich i potężnej posturze Serockiego}

{/slider}

Do anegdoty przeszły też rozmaite towarzyskie figle płatane przez „Kazia", które przywołuje Włodzimierz Kotoński: 

Jego doskonała znajomość niemieckiego pozwalała mu na opowiadanie polskich dowcipów po niemiecku w ten sposób, że Niemcy często się nie śmieli, a dopiero [...] po pięciu minutach, ponieważ ten rodzaj humoru, charakterystyczny dla Polaków, z jakąś grą półsłówek i aluzji, był dla Niemców zupełnie nieprzyswajalny. [...] Kazio miał taką przyjemność upijać Niemców. Twierdził, że ma bardzo mocną głowę, co nie zawsze było zupełnie prawdą, ale Niemców uczył, że nie trzeba pić wódki tak po jednym łyczku, ale trzeba „do dna", jak to Polacy piją. Ponieważ często piło się nie w kieliszkach, ale takimi szklaneczkami, więc efekt był piorunujący. I nie zapomnę, jak kiedyś - to było na kursach wakacyjnych w Darmstadt – [...] Kazio miał wykonanie Segmentów. Zaprosił Borysa Blachera, już wówczas dosyć leciwego kompozytora, no i wziął sobie za zadanie upić go do nieprzytomności, co mu się zresztą udało tak, że trzeba było potem Borysa wynosić  [...]

{slider=O kontaktach towarzyskich z Niemcami}

{/slider}

Podobnie brytyjski kompozytor, Humphrey Searle, z iście wyspiarskim dystansem opowiada o wspólnych wieczorach w restauracji „Bazyliszek”, podczas „Warszawskiej Jesieni” w 1961 roku:

Tu jedliśmy i piliśmy wódkę, zwyczajowym toastem było "Na zdrowie!", co oznaczało, że drink musiał być wypity jednym haustem. Po kilku takich toastach niektórzy z nas zaczęli czuć się nieco chwiejnie; mieliśmy szklanki wody i szklanki wódki, które były od siebie nieodróżnialne. Fiona [żona Searle’a], która była w ciąży, wymieniła szklankę wódki na szklankę wody; niestety - ostatni toast wymagał wymiany szklanek z osobą siedzącą naprzeciwko i Serocki poczuł wielki niesmak, zauważając, że pije czystą wodę! Mimo to pozostaliśmy dobrymi przyjaciółmi, jak zawsze […]

Anegdotę dotyczącą barwnego życia towarzyskiego Kazimierza Serockiego, tym razem w kontekście pobytu na festiwalu w Donaueschingen, przytacza także Zygmunt Krauze. Podkreśla jednocześnie, iż jego słabość do alkoholu oraz niekiedy przesadna rubaszność wynikała z poczucia niespełnienia w życiu osobistym:

 

 

To jednak tylko jedna strona osobowości Serockiego. Z opowieści przyjaciół wyłania się też obraz jego pełnej sprzeczności natury. Jak wspomina Jan Krenz:

Serocki jako człowiek był skryty. Rzadko pokazywał swoje wnętrze. Najprawdziwiej wyrażał siebie w muzyce. Jego sposób bycia w kontaktach z ludźmi był dwojaki, albo poważny, odpowiedzialny, albo sarkastyczno-ironiczny. Ale był bardzo towarzyski. Miał charakterystyczny uśmiech, od ucha do ucha, potrafił śmiać się z całego serca.

Był ponadto niezwykle dyskretny, gdy chodziło o własne życie osobiste. Dla ilustracji ponownie przywołajmy słowa Krenza:

[…] któregoś dnia Kazio przedstawił mnie Zofii, nazywanej zdrobniale Sonią. Okazało się, że jest jego żoną. Było to absolutne zaskoczenie, gdyż nikt z nas nie wiedział, że się ożenił, ale on nie uważał za stosowne rozgłaszać tego faktu.

We wspomnieniach Włodzimierza Kotońskiego dwoistość osobowości kompozytora dotyczy natomiast jego postawy przy pracy i w okolicznościach towarzyskich:

Ja bym powiedział, że to było dwóch Serockich. Jeden to był bardzo poważny, skupiony na pracy swojej. Gdy pisał utwory, właściwie mało spotykał się z kolegami, raczej był nietowarzyski w tym czasie [...], zresztą taki był również na próbach swoich utworów [...] zawsze świetnie przygotowany. [...] Natomiast zupełnie inny był Serocki w towarzystwie. Nie ukryję, że to się wiązało z alkoholem i tego nie da się pominąć w mówieniu o Serockim. Otóż dwa, trzy kieliszki powodowały, że Kazio był fajerwerkiem humoru, dowcipu.

{slider=O dwoistej naturze Serockiego}

{/slider}

Dzięki Josephowi Häuslerowi wiemy natomiast, że „drugie oblicze" Serockiego miało jeszcze inny wymiar:

Nie chcę tu mówić o melancholii czy depresji: właściwsze byłoby słowo „cisza". Szukał jej chętnie. Kiedy spotykało się go na międzynarodowych spotkaniach poświęconych muzyce współczesnej, wydawał się kwintesencją miejskości: było jednakże coś, co przynosiło mu równie wiele zadowolenia co kontakty, rozmowy, spory artystyczne, kto wie, może nawet więcej: bezpośrednie obcowanie z prawdziwą, nieskażoną naturą. Co roku z nastaniem cieplejszej pory Serocki znikał ze stolicy. Zaszywał się wtedy w samotnej leśniczówce w mazurskich lasach, gdzie w promieniu kilometrów nie spotkał człowieka, gdzie obserwować mógł ulubione siedliska żubrów, wiosłować po jeziorach i łowić ryby, i gdzie rodziło się i dojrzewało w nim to, co potem jesienią, zimą, wiosną w mieście przelewał na papier.

Niewielu jednak było dane poznać prawdziwego Serockiego, który – jak wspomina Jan Krenz -

[…] na co dzień nosił maskę, nie ujawniał wszystkim swojego wnętrza. Trzeba było się do niego zbliżyć, być jego przyjacielem, żeby poznać go takiego, jakim był w istocie: pełnego ciepła i serdeczności. Ukrywał to głęboko, na co dzień pokrywając sarkazmem i szorstkością to była jego maska, takim znali go ludzie. Jeśli ktoś trafił mu do serca, potrafił być prawdziwym przyjacielem Tak było między nami. Nie zapomnę zdarzenia, które świadczy o prawdziwej przyjaźni. Kiedy umarł mój ojciec (Kazio znał go bardzo dobrze) i trzeba było organizować pogrzeb, zająć się wszystkimi drobnymi czynnościami, ustalić wszystkie szczegóły, to pierwszym, który zjawił się u mnie deklarując pomoc, był właśnie on, Kazimierz Serocki.

Podobnie jawi się „Kazio" we wspomnieniach Bernadetty Matuszczak, kompozytorki i krajanki Serockiego:

Jako kolega był bardzo otwarty, serdeczny, wesoły – aż do rubaszności – i zawsze skłonny pomagać słabszym w toczącej się bezwzględnej walce o egzystencję. Kipiał radością życia niemalże zachłanną i fantazją, ocierającą się być może aż o samounicestwienie. Wyśmiewał tak zwane natchnienie, a przecież był z natury romantykiem i pod maską ironii, często autoironii, ukrywał wielką wrażliwość na dobro, piękno, prawdę. Na realia życia, patrzył bez znieczulającej soczewki, widząc i odczuwając z większą od innych ostrością, paradoksalność i złożoność istnienia, co w ostatnich latach zabarwiało jakby odcieniem smutku jego ciekawą i osobliwą filozofię.

Wspomnienia Zygmunta Krauzego wskazują natomiast na szczególną życzliwość i zrozumienie, z jakimi Serocki odnosił się do swoich młodszych kolegów:

 

 

Krauze podkreśla również, że zapewne kompozytor byłby wspaniałym pedagogiem, obdarzonym olbrzymią wiedzą i charyzmą:

 

 

A poniższe słowa Zygmunta Mycielskiego przywołują atmosferę tych rzadkich chwil, w których zdołał on „dotknąć duszy" kompozytora:

Na jakimś jury w Katowicach przyszedł do mojego hotelowego pokoju z butelką wina. Okazało się, że napisałem wtedy o jego bodajże Impromptu fantasque […] – jakieś ciepłe słowa […]. Chodziło jednak o to, że w subtelności poszukiwań instrumentalno-dźwiękowych Serockiego nie o te poszukiwania chodzi, ale o muzykę. To go ucieszyło. […] Nie należy sądzić, że to tylko próżność i nieznośne cechy primadonny. Serocki autentycznie wyzbyty był tych cech, wtedy jednak poczuł, że może ze mną jakiś kontakt nawiązać. Drugi raz taki kontakt odczułem w Nieborowie. On pisał w jednej wieży, ja w drugiej. Widzieliśmy swoje okna i kto, kiedy, jak długo świeci w nocy. Zachodziliśmy do siebie. Tłumaczył mi warianty i przesuwalności rzeczy, które składał i organizował. Już nie słuchem, ale oczami stwierdziłem, jak dokładnie i z jakim instrumentalnym znawstwem wie on czego chce, do czego dąży i co zrealizować potrafi. […] Tylko wtedy, dwa razy, w Katowicach i Nieborowie, miałem to (konkretne!) wrażenie, że dotknąć mogłem jego duszy, która siedziała cała jakby w jakimś muzycznym pudełku.

O tym, że dla Serockiego najważniejsza była muzyka mówi także Jan Krenz:

Serocki był człowiekiem bardzo odpowiedzialnym za wszystko co robił, nie tylko jako kompozytor, ale również jako działacz Związku Kompozytorów Polskich, organizator życia muzycznego. Owo poczucie odpowiedzialności kazało mu czasem przybierać maskę człowieka bezkompromisowego, surowego. […] W jego psychice przewijały się różne stany uczuciowe, od pogody i łagodnej dobroduszności do sceptycyzmu i wygórowanego samokrytycyzmu. Ów sceptycyzm i nadmierny krytycyzm w jakimś stopniu chyba hamowały jego swobodę i fantazję. W głębokiej podświadomości, mimo wielu sukcesów, czuł brak zaufania do własnego talentu. Tak się obawiał zanudzić słuchaczy, że jego utwory wydawały się jakby niedopowiedziane, były za krótkie, pozostawiały raczej niedosyt, a nigdy nie były „przegadane".

Zapewne owa paradoksalna niepewność wobec siebie jako twórcy sprawiała, że mimo wielu dowodów uznania Serocki konsekwentnie uciekał przed kamerami, czy nawet gratulacjami po wykonaniach swoich utworów. Był bezkompromisowym wrogiem jakiejkolwiek autoreklamy, a o swojej muzyce nie chciał mówić wcale. Poproszony o autorefleksję przez pianistkę Hisako Abe, odpowiedział z uśmiechem: „Nie ma o czym mówić. Piszę tylko muzykę". Zamiast mówić, wolał zasiąść do fortepianu i zademonstrować, jak powinna brzmieć muzyka Serockiego: „Serocki grający muzykę Serockiego. Kiedy go słuchałam, byłam szczęśliwa, że przyjechałam do Polski" – wspomina Japonka.

Nawet wtedy, gdy dawał się przekonać do powiedzenia paru słów o sobie, robił to z wielkim skrępowaniem: „Co można powiedzieć o sobie? Moim zdaniem niewiele, a poza tym to zawsze wydaje mi się nieco pretensjonalne" – mówił na przykład w Essen w 1965 roku. A wykład opatrzony mottem z Konfucjusza: „wiedzieć, że wiemy, co wiemy, i że nie wiemy tego, czego nie wiemy – oto prawdziwa wiedza" – zakończył następująco:

Zawsze lepiej jest słuchać muzyki niż o muzyce mówić. Jeśli kompozytor nie jest przekonujący poprzez swoją muzykę, to żadne słowa, które wypowie, nie pomogą. Powiedziałem tu wiele słów. Ponieważ jednak słowa nie wystarczą, chciałbym przed końcem swego życia skomponować jeszcze jeden taki utwór, który byłby całkowicie przekonujący jako muzyka. W tej nadziei pozostaję.

We wspomnieniowym tekście na łamach „Ruchu Muzycznego" Bernadetta Matuszczak przytoczyła zapamiętaną dosłownie maksymę, którą rzucił kiedyś kompozytor podczas swobodnej rozmowy:

Nie można przejść przez życie nie wyrządzając nikomu krzywdy, można tylko starać się o to, aby wyrządzić jej jak najmniej. Cierpienie jest ceną, którą płacimy za świadomość, a samotność jest ceną, którą płacimy za wolność.

Powyższe słowa oddają zapewne najistotniejsze momenty własnej życiowej i artystycznej filozofii Kazimierza Serockiego. To, że był on człowiekiem w pełni wolnym i świadomym, podkreślają niemal wszyscy jego znajomi i przyjaciele. Jednakże, jak wielką cenę cierpienia i samotności za swe ideały płacił, można się tylko domyślać. Pod koniec życia przekazał wszakże swoisty „testament" Száblocsowi Esztényiemu – pierwszemu wykonawcy swoich Pianophonii.  W rozmowie z pianistą podkreślił pierwszoplanowe znaczenie niezależności i bezkompromisowości artystycznej, szczególną wartość „pozostania sobą" w każdych okolicznościach:

Wtedy mówił bardzo poważnie, widocznie już czuł, że nadchodzi koniec [...]. Mówił: „Nie ma większej wartości w tej chwili, niż być samodzielnym, niezależnym. I bardzo bym chciał, byś mógł w ten sposób prowadzić swoje życie. [...] Jesteśmy artystami i nie ma innej drogi: po prostu niezależność. Pamiętaj, że niezależności nikt ci nie wybaczy. [Nawet] jeśli będziesz miał masę niechętnie nastawionych ludzi i wręcz otwartych wrogów wokół siebie, [...] bądź sobą i postąp zawsze tak, jak twoja psychika dyktuje. Nie popełniaj niepotrzebnych, idiotycznych kompromisów tylko po to, by na krótką metę wyjść nieco lepiej materialnie".

{slider=O poglądach Serockiego na niezależność artystyczną}

{/slider}

Sam pozostał sobą do końca. Jak wspomina Stanisław Wisłocki, nawet gdy walczył z ciężką chorobą, nie tracił nadziei, wciąż

pragnął żyć, snuł plany. Wspólnie z żoną robił korektę swojego ostatniego utworu, zaczynał uczyć się pisania lewą ręką. Tak bardzo chciał powrócić do kompozycji, która była dla niego celem życia.

 

{slider=Źródła:}

  • Kazimierza Serockiego wspominają Tadeusz Baird, Zygmunt Mycielski, Bernadetta Matuszczak, Joseph Häusler, Hisako Abe, „Ruch Muzyczny” 1981 nr 17, s. 3–5.
  • Elżbieta Markowska, Jana Krenza 50 lat z batutą. Rozmowy o muzyce polskiej, Kraków 1996.
  • Stanisław Wisłocki, Kazimierz Serocki [wspomnienie], „Kultura” 25.01.1981.
  • Humphrey Searle, Quadrille with a raven. Memoirs By Humphrey Searle, © Fiona Searle, online.
  • Kazimierz Serocki, Komponisten-Selbsportrait (Autoportret kompozytora) [maszynopis 1965], Warszawa BUW.
  • Nagrania radiowe (wywiady) z audycji Ewy Szczecińskiej poświęconych życiu i twórczości Kazimierza Serockiego, 9.01, 23.01, 6.02, 20.02.2001 roku oraz 7.03.2005 roku.

{/slider}